18.04.2018
Nie ma dnia ostatnio kiedy bym nie myślała o pisaniu. Mam wiele myśli, które chciałabym tu zapisać. Mieć i móc do nich wracać. Milion zdjęć, które chciałabym aby tutaj były. W ciągu dnia, kiedy mam inne rzeczy do zrobienia, nie mam jak siąść do komputera a wieczorami często padam ze zmęczenia. Jeśli nie padam, to wybieram spędzenie czasu z mężem albo tkanie makatki (tak, odkryłam nową pasję niedawno!) albo po prostu obejrzenie filmu czy odcinka serialu. I tak mijają dni i tygodnie, potem te wspomniane myśli ulatują i na blogu robi się ogromna luka czasowa, której nie lubię. Lubię kończyć rzeczy wg planu. Lubię, aby w tym moim wirtualnym pamiętniku była ciągłość, aby składał się w całość tak, jak to sobie założyłam. No cóż, do spójnej całości trochę regularności tutaj brakuje. A może to moja organizacja czasu kujele? Od Wielkanocy pracuję z domu i jeszcze nigdy nie było to dla mnie tak trudne. Nie mogę się skoncentrować, zaczynam kilka spraw na raz i potem kończę (albo i nie) w chaosie... och, bardzo tego nie lubię! Ale cóż, może moim majowym postanowienie powinno być znalezienie kursu albo webinaru na temat dobrej organizacji siebie i czasu? Muszę to poważnie rozważyć!
A dzieje się u nas sporo ostatnio!! Najważniejszą jednak nowiną i ogromnym wydarzeniem dla całej naszej rodziny jest przyjazd dwóch moich braci!!! Przez tyle lat czekałam na ten momein i w końcu się doczekałam!!! Całe przedsięwzięcie dotyczące organizacji, terminów, biletów itp. przebiegło bardzo szybko i dosyć spontanicznie i chłopaki lądują na afrykańskiej ziemi już jutro!!!!! Tak, kolację zjemy już razem! Ich przyjazd jest tym bardziej wyjątkowy, że w sobotę ja i oni ruszamy na wyprawę na wybrzeże. Tylko we troje. Nowe i jakże wyczekane doświadczenie. Tak więc ostatnie tygodnie minęły też na planowaniu, organizowaniu i potwierdzaniu noclegów, biletów i tym podobnych. Taka to emocjonująca końcówka kwietnia mnie czeka!!!
Z codzienności naszej muszę też tu zaznaczyć, że tyle deszczu ile zafundował nam póki co 2018 rok jeszcze tutaj nie widziałam. Mijają właśnie 3 miesiące od powrotu z Polski i pada niemalże codziennie. Oczywiście to wielki dar i wszyscy bardzo się cieszymy, ale mam wrażenie, jakby przez te opady lato mi w tym roku umknęło... Pranie nie schnie, sandały poszły w odstawkę, dziwnie mi. Chyba mnie Afrykańskie słońce rozbestwiło i teraz, kiedy nie ma go kilka dni po kolei to mi jakoś nieswojo, haha :) Problemy trzeciego świata! Oczywiście fakt, że pada dużo i często nie oznacza braku słońca w ogóle. Pomiędzy opadami mamy wciąż około 20 stopni. Jest jednak wyraźnie jesienna aura. Inny chłod w powietrzu. Ale cóż, z braćmi ruszamy na południe, planujemy poplażować chwilę i pobyć nad oceanem więc liczę, że tamtejsza pogoda nas wakacyjnie nie zawiedzie! Trzymajcie kciuki za dobry, rodzinny czas!
Lecę kontynuować przygotowania domowe :)
Komentarze
Prześlij komentarz