Lemon marmalade by Husband :)
Żeby nie było, że Mąż próżnował w zimowe dni, absolutnie, przedstawiam Wam jedno z dzieł stworzonych przez Męża właśnie :) Przepis na domowy dżem cytrynowy, hmmm ... pyszota! Cała procedura odbyła się chwilę temu, w dzień chłodny, sierpniowy, ale ponieważ w Europie chłody za pasem, pomysł jak znalazł!
Zapraszam!
... okiem mężczyzny ...
w zupełnie innym wydaniu :)
Jak jest zima to musi być zimno…
Złammy wiec to odwieczne prawo natury. Tutaj, owszem, zima na całego, nawet
temperatura w ciągu dnia spada do 20
°C! A nasze drzewo cytrynowe wypina swoje wdzięki zapraszając
do kosztowania owoców dojrzałych i zadbanych przez zimowe słońce. Dlatego plan zrodził
się prędko a jego wykonanie zabrało mniej niż jedno popołudnie. Efekt: słońce schwytane
podstępem, zamknięte w słoiczku i wreszcie cieszące oko…
Pokrótce przyjrzyjmy się przygotowaniom do tego niewątpliwego zwycięstwa
nad najstarszym ze słowiańskich bóstw.
Na początku przyda się 10 cytryn. Nie trzeba żadnego szorowania, kąpania
we wrzątku czy innych zabiegów, wystarczy że opłuczemy je pod bieżącą wodą.
Ach, no chyba że nie zrywacie ich ze swojego własnego drzewka? Hmmm… To wtedy najwłaściwszym
jest przedsięwziąć odpowiednie kroki, to to tak.
Ostrożnie obieramy cytryny tak żeby zdjąć jedynie żółtą warstwę zawierającą
chiralny limonen. Starannie odejmujemy białą warstwę, zwaną również ‘albedo’. Tę
część kompostujemy. Do zdjęcia cienkiej żółtej skórki najlepiej użyć obieraczki
do warzyw. Następnie należy pokroić owoc w cienkie plastry – to nam dostarczy miąższu
do powideł, a żółtą skórkę posiekać – ona będzie odpowiadać za aromat. Pestki
nie przeszkadzają, podczas gotowania staną się miękkie i nawet smaczne a
dodatkowo polepszą konsystencję dżemu za pomocą zawartej pektyny. Takiego tam,
wiecie, polisacharydu. No, chyba że zechcecie te pestki podsuszyć aby potem komuś
wysłać pięć. Zalewamy wszystko razem czterema szklankami wody i odstawiamy do lodówki
na 3 godziny a następnie zagotowujemy w garnku (byle nie aluminiowym, nie
lubimy zjadać trójdodatniego kationu glinu, prawda?). Gotujemy na małym ogniu przez
jedną godzinę tak, by jeno mrugało i wsypujemy trzy szklanki cukru. Bacznie
obserwujemy moment rozpuszczenia cukru i od tego momentu gotujemy jeszcze trzy
kwadranse. Wydłużenie czasu gotowania spowoduje zestalenie się powideł; ja wolę
je nieco rzadsze. Zapakować do słoi tak gorące jak tylko się da!
Ot, i cała procedura…
A dżemik smaczny, oj palce lizać!
Jest to niewątpliwie jedno z fajniejszych zajęć na zimowe długie
wieczory.
No, może oprócz obierania jabłek na bimber.
No, może oprócz obierania jabłek na bimber.
heh, widać że chemik pisał:))) To ja się jeszcze zapytam czy pasteryzować? Bo zazwyczaj to omijam ale może tu należy?
OdpowiedzUsuńA jak, chemik mówi, że pasteryzować nie trzeba, chyba, że zamierzasz bardzo dłuuugo przechowywać owy produkt, np. pół roku. ot co!
UsuńO takie dżemy to moje klimaty, dzięki za podpowiedź ;)
OdpowiedzUsuńproszę bardzo :) i smacznego!
Usuń