Home Affairs South Africa
W rozpoczynający się właśnie weekend wchodzimy z ogromnym rozgoryczeniem i niesamowitym zmęczeniem emocjonalnym. Po cudownym czasie spędzonym nad oceanem rozpoczął się czas stresu (zupełnie niepotrzebnego) i walki z lokalną biurokracją, która, wierzcie mi na słowo, bije na głowę polską! Otóż po godzinach odczekanych w tutejszym Home Affairs, dziesiątkach telefonów i pytań, ostatecznie okazało się, że jeśli chcę pod koniec sierpnia wrócić do Bloem - nie mogę lecieć w niedzielę do Polski. Mój wniosek wizowy, złożony dawno temu, na początku kwietnia - najpierw został zagubiony w akcji a potem najwyraźniej odłożony na później... Wnioski składaliśmy razem z Mężem, On dostał swoją wizę po 30 dniach, po mojej nie było śladu. I nie ma śladu do dzisiaj! Po ponad trzech miesiącach, jedyne czego się dowiedzieliśmy, to że im bardziej będzie nam zależało, im więcej będziemy pytać i prosić o informacje co się dzieje z wnioskiem, tym dłużej wszystko może trwać. Usłyszeliśmy też, że fakt, że nam zależy na czasie (bo bilet kupiony na niedzielę) może sprawić, że komuś w Pretorii bardziej zacznie zależeć na łapówce.
Otóż niedawno zmienione prawo wizowe nie uznaje za istotny fakt, że proces został rozpoczęty dawno temu, o czasie, stosownie wcześnie przed wygaśnięciem poprzedniej wizy. Nie interesuje nikogo też, że żadnej tu mojej winy nie ma, że zawinił ktoś, kto za rozpatrzenie wniosku odpowiada ( dodam, że na wizę południowoafrykańską w Warszawie czeka się tydzień!). Nie ma kar pieniężnych ( jak poprzednio), upomnień, nic - tylko zablokowanie paszportu i zakaz wstępu na teren kraju na rok, dwa lub pięć lat.
Tak więc dopóki nie będę miała wizy w paszporcie, nigdzie nie mogę polecieć (chyba, że do Kapsztadu :P)
Od
zawsze uważałam, że nic nie dzieje się bez powodu. Że może po prostu
nie jest mi dane lecieć teraz, 13go lipca 2014 roku. Może lepiej za
chwilę? Albo wcale? Trudno mi jednak pozbyć się rozgoryczenia z powodu
tego, że muszę ponosić skutki (również finansowe) - spowodowane czyjąś
niekompetencją. Takie chwile potrafią zdusić entuzjazm nawet największego miłośnika tego kraju - szkoda.
Źródło: KLIK |
... bo przecież nie ma tego złego ... prawda?
współczuję zaistniałych problemów, ale kto wie... może właśnie dzięki temu, że musisz zostać w dotychczasowym miejscu będziesz świadkiem czegoś niezwykłego :) Pozdrawiam! Jak to leci w pewnej znanej piosence always look on the bright side of life :)
OdpowiedzUsuńhttp://etnopsyche.blogspot.com/
Ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny !!! Skoro się tak stało, to widocznie coś się za tym kryje. Ściskam mocno kciuki, żeby się wszystko wyjaśniło. Uściski dla Ciebie i Maluszka !!!
OdpowiedzUsuńPrzykro strasznie, ze tak wyszlo, ale niestety, takie jest tetaz RPA. Smutne... Mam nadzieje, ze wniosek znajda i juz wkrotce znowu bedziesz mogla podrozowac. Usciski!!!
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie ma tego złego - mój Ojciec zawsze tak powtarza i ma rację;)... ale szkoda ogromna, wyobrażam sobie Twoje rozgoryczenie Aguś. Ciesze się jednak, ze pozostajesz dobrej mysli.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło, dbaj o siebie i miłego weekendu zycze.
Dziękuję Moje Drogie za słowa wsparcia i pocieszenia :)
OdpowiedzUsuńDoceniam bardzo fakt, że jesteście!!
Uściski wirtualne!!!