Life lately on Eddie de Beer & garść absurdów :)
Witajcie Kochani! Ostatni tydzień obfitował u nas w wiele wydarzeń i nie wiadomo kiedy zrobiła się prawie połowa miesiąca. Ponownie zapisaliśmy się na siłownię. Po prawie czterech miesiącach przerwy bardzo już potrzebowałam się nieco porozciągać. Oj bardzo... Przekonał san fakt, że istnieje możliwość zabrania ze sobą dziecka. Otóż Virgin Active posiada specjalny "dział dziecięcy", gdzie wykwalifikowane panie mogą zająć się malcem podczas gdy rodzice sobie ćwiczą. Sprawdziliśmy taką opcję już kilka razy i póki co jest nieźle. Dzisiaj, na przykład, Ignacy tam drzemał sobie porannie :) O dziwo z moją kondycją nie jest tak źle jak się obawiałam, że będzie! Więc zamierzam korzystać z zajęć aqua, jogi, sauny i może czegoś jeszcze, zobaczymy!
Wciąż jeszcze walczymy z upałami, spacerujemy sobie wczesnymi rankami lub wieczorami. W ubiegłym tygodniu kilka razy jednak wyruszaliśmy z domu, na szczepionkę, którą Syn zniósł dzielnie, na kurs masażu dziecięcego, na kawę z koleżanką ( zaczynam powoli pić kawę kofeinową, zwłaszcza w cappuccino w mojej ulubionej kawiarni), czy do kościoła. Po tych prawie 3 latach tutaj chwilami na prawdę męczą mnie tutejsze ekstrema pogodowe, jak lato to upały kosmiczne przez 5 miesięcy jak zima to chłody, że wydaje się, że pozamarzamy w domu! Swoją drogą na tegoroczną zimę musimy się jakoś inaczej niż dotychczas przygotować, bo nam Ignac zamarznie! Ale to jeszcze chwila, zimno przychodzi w maju :)
W ubiegłym tygodniu byliśmy też na pierwszej od dawna randce tylko we z mężem :) Sesja jogi, kolacja i kino, ciepłe, muzyczne, przyjemne :) Faaajna sprawa, polecam!
A potem, w sobotę, na zakończenie tygodnia - odbywał się market na którym miałam swoje stoisko z biżuterią i akwarelami.Zakończył się on dla mnie bardzo przykrym doświadczeniem, a mianowicie kradzieżą prawie nowego tabletu :( Najwidoczniej ktoś obserwował mnie cały poranek, kiedy to siedziałam i czytałam książkę. Potem dwóch panów, pod pretekstem zakupu obrazów skutecznie odwróciło moją uwagę i tablet został skradziony - z torby znajdującej się pod stołem. Takiej Afryki nie lubię :(
Wiem doskonale, że taka sytuacja mogła mieć miejsce wszędzie, w Polsce też nie brakuje kradzieży, ale jednak tutaj, z racji okoliczności ( i kolorowego podłoża) i ogromu historii na ten temat, kradzież dotyka bardziej. Wiele słyszy się o tym, że tutaj tylko kradną, gwałcą i nie-wiadomo-co-jeszcze robią, zawsze starałam się nie-demonizować RPA za bardzo i nadal tak uważam. To, że ktoś decyduje się na zły postępek naszym kosztem nie określa całości społeczeństwa. Jedno jest jednak pewne, poszanowania dla cudzej własności, cudzego życia nie ma tutaj za wiele. Kiedyś zażartowałam, że jeśli ktoś nie ma problemów z byciem tolerancyjnym powinien pomieszkać w RPA... chyba coś w tym jest :P
Po chwili mieszkania tutaj zdałam sobie sprawę, że nie jestem już tak wrażliwa na krzywdę innych jak byłam wcześniej. Co tydzień wynosimy worki na śmieci przed dom i firma sprzątająca je wywozi (niestety nie ma mowy o segregacji...) zanim jednak worki zostaną zabrane przez cały dzień kręcą się ciemnoskórzy obywatele, którzy grzebią, przeglądają, może coś zabierają z zawartości a przy okazji wszystko rozwalają na trawniku - wcześniej bardzo mi było ich szkoda, że muszą to robić w nadziei na znalezienie czegoś do jedzenia? ubrania? nie wiem czego jeszcze? ale z czasem kiedy przekonałam się. że często taki sposób życia jest z wyboru, lenistwa i oczekiwania na pomoc zamiast działania, nie przejmuję się tym a przynajmniej staram się tego nie robić. Jak chcą rozrywać worki pełne pampersów, leżące w kilkudziesięcio stopniowym upale - proszę bardzo. Tak dzisiaj potrzebuję nieco żółci wylać dla odmiany, a co :)
Wisienką na torcie będzie fakt, że okazało się, że akt urodzenia naszego syna został źle wypisany, tadaaam :) Nie ma to jak pójść do urzędu, gdzie pracownicy nie potrafią wypisać poprawnie dokumentu, podstawowego dosyć, niezbyt skomplikowanego :)
Ladies and Gentleman This is Africa :)
p.s. Jak uda nam się sprawę szybko wyprostować to jutro ruszamy do Ambasady RP w Pretorii w celu wyrobienia polskiego nr pesel Ignacowi :) Trzymajcie kciuki bo wszystko już (prawie) mamy zgrane :)
W ubiegłym tygodniu byliśmy też na pierwszej od dawna randce tylko we z mężem :) Sesja jogi, kolacja i kino, ciepłe, muzyczne, przyjemne :) Faaajna sprawa, polecam!
A potem, w sobotę, na zakończenie tygodnia - odbywał się market na którym miałam swoje stoisko z biżuterią i akwarelami.Zakończył się on dla mnie bardzo przykrym doświadczeniem, a mianowicie kradzieżą prawie nowego tabletu :( Najwidoczniej ktoś obserwował mnie cały poranek, kiedy to siedziałam i czytałam książkę. Potem dwóch panów, pod pretekstem zakupu obrazów skutecznie odwróciło moją uwagę i tablet został skradziony - z torby znajdującej się pod stołem. Takiej Afryki nie lubię :(
Wiem doskonale, że taka sytuacja mogła mieć miejsce wszędzie, w Polsce też nie brakuje kradzieży, ale jednak tutaj, z racji okoliczności ( i kolorowego podłoża) i ogromu historii na ten temat, kradzież dotyka bardziej. Wiele słyszy się o tym, że tutaj tylko kradną, gwałcą i nie-wiadomo-co-jeszcze robią, zawsze starałam się nie-demonizować RPA za bardzo i nadal tak uważam. To, że ktoś decyduje się na zły postępek naszym kosztem nie określa całości społeczeństwa. Jedno jest jednak pewne, poszanowania dla cudzej własności, cudzego życia nie ma tutaj za wiele. Kiedyś zażartowałam, że jeśli ktoś nie ma problemów z byciem tolerancyjnym powinien pomieszkać w RPA... chyba coś w tym jest :P
Po chwili mieszkania tutaj zdałam sobie sprawę, że nie jestem już tak wrażliwa na krzywdę innych jak byłam wcześniej. Co tydzień wynosimy worki na śmieci przed dom i firma sprzątająca je wywozi (niestety nie ma mowy o segregacji...) zanim jednak worki zostaną zabrane przez cały dzień kręcą się ciemnoskórzy obywatele, którzy grzebią, przeglądają, może coś zabierają z zawartości a przy okazji wszystko rozwalają na trawniku - wcześniej bardzo mi było ich szkoda, że muszą to robić w nadziei na znalezienie czegoś do jedzenia? ubrania? nie wiem czego jeszcze? ale z czasem kiedy przekonałam się. że często taki sposób życia jest z wyboru, lenistwa i oczekiwania na pomoc zamiast działania, nie przejmuję się tym a przynajmniej staram się tego nie robić. Jak chcą rozrywać worki pełne pampersów, leżące w kilkudziesięcio stopniowym upale - proszę bardzo. Tak dzisiaj potrzebuję nieco żółci wylać dla odmiany, a co :)
Wisienką na torcie będzie fakt, że okazało się, że akt urodzenia naszego syna został źle wypisany, tadaaam :) Nie ma to jak pójść do urzędu, gdzie pracownicy nie potrafią wypisać poprawnie dokumentu, podstawowego dosyć, niezbyt skomplikowanego :)
Ladies and Gentleman This is Africa :)
p.s. Jak uda nam się sprawę szybko wyprostować to jutro ruszamy do Ambasady RP w Pretorii w celu wyrobienia polskiego nr pesel Ignacowi :) Trzymajcie kciuki bo wszystko już (prawie) mamy zgrane :)
Komentarze
Prześlij komentarz