Jesienna aura, wirusy i plany wojażowe czyli life lately on Eddie de Beer
Jesiennie u nas. Wietrznie, zimnawo nocami i przeziębieniowo. Jesiennie. Trudno się choruje będąc mamą, kiedy nie można sobie pozwolić na sen, taki zdrowy, regenerujący, popołudniowy, kilkugodzinny. Tak więc walczę z katarem i zapaleniem zatok, jednocześnie starając się nie zarazić domowników (co jest nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę ilości zarazków wykaszlane przeze mnie). Miejmy nadzieję, że faceci w tym domu są bardziej odporni na chorowanie niż ja :)
Dzisiaj byliśmy z Iggim na pierwszym, próbnym spotkaniu w Clambers Club Babies. Ponad godzinne zajęcia dla dzieci i mam, które mają za zadanie pomóc w rozwoju ruchowym, zainspirować mamy do działania, zabawy, ćwiczeń ale też są dobrą okazją aby poznać osoby w podobnym wieku i sytuacji życiowej - z dziećmi na tym samym etapie rozwoju :) Było fajnie, Syn się zmęczył i zasnał. Zaraz do niego planuję dołączyć więc trzymajcie kciuki aby drzemka potrwała dłużej niż pół godziny - bo tyle ostatnio tego spania ...
A motywacji do wyzdrowienia nie brakuje! W sobotę mamy przecież wesele przyjaciół i czeka nas wyprawa do Cape! Tyle czasu na nią czekaliśmy, nie chcemy, żeby jakiej jesienne wirusy zaprzepaściły nasze plany! Tak więc rooibos, miód, czosnek i niestety antybiotyk ... i działamy!
^^^ migawki z naszego ogrodu jesiennego :)
Dobrego wtorku Kochani!!!
xoxo
A.
Komentarze
Prześlij komentarz