2015 - 2016
Jakoś nie miałam w grudniu głowy do podsumowań (tak obecnych ostatnio w blogosferze), chociaż lubię podczytywać takowe u innych blogerek; skupiłam się na wyczekanym wyjeździe świątecznym i delektowałam czasem spędzonym na wybrzeżu. Ach, było cudownie. Jak to mówią "a change is as good as holiday" - tak więc traktując owe powiedzenie nieco przewrotnie - wakacje działają niemal tak samo optymistycznie i dodają energii jak niejedna zmiana w życiu :) Poza tym uważam, że niezbędna dla dobrego i szczęśliwego życia jest zmiana otoczenia. Chociaż na chwilę. U nas taka zmiana zadziała bardzo dobrze. Wróciliśmy zregenerowani i gotowi aby w pełni sił rozpocząć NOWY ROK :)
Ale aby 2015 nie przeszedł całkowicie bez echa, podzielę się z Wami kilkoma myślami na temat tego minionego już roku. Otóż nie był to dla mnie rok najłatwiejszy. Był to rok wyjątkowy bo przecież pierwszy wspólnie spędzony z Ignacym jednakże odnalezienie się naszej rodzinki w nowej formie zajęło chwilkę. W 2015 roku bardzo, bardzo dużo chorowaliśmy. Wszyscy we troje, po kolei. Na początku myślałam, że gile skończą się wraz z wiosną, jednak nie, męczyły nas dalej. Potem z przykrością stwierdziliśmy, że wszechobecny katar i ciągłe drapanie w gardle to sprawka suchego powietrza i wszechobecnego Bloemowego kurzu. Ignac i ja mamy podobne alergiczne skłonności (co było dla mnie nie-alergiczki sporym zaskoczeniem) i istnieje duże prawdopodobieństwo, że owe dolegliwości tutaj będą trwały. Pan doktor zalecił nam wyprowadzkę nad wybrzeże, hmm, podoba mi się ta rada !!! Ale też nie poddajemy się! Na wakacjach się regenerowaliśmy też i zdrowotnie. Z nowym rokiem zamierzamy wzmacniać odporność i nie dać się wirusom!!
W 2015 roku byliśmy też w Polsce. Nasze rodziny miały okazję poznać Syna, który to skradł serca babciom, ciociom i niektórym wujkom też :) Wizyta miała miejsce na przełomie maja i czerwca więc nieco wcześniej niż poprzednio. Wtedy też urządziliśmy Chrzest Ignacego Jana Lewtaka. Fajny to był czas.
Potem było świętowanie kolejnych kroków milowych naszego Synka, pierwsze urodziny, wiele miłych chwil. Przygoda z Clamber Clubem i z pierwszą szkołą Młodego Człowieka. Dużo zmian. Koniec roku był dla nas bardzo pracowity, biżuteryjnie i piwnie, bywaliśmy na kiermaszach i marketach, sporo się działo. No a potem, wakacje.. co nieco już tu pisałam o naszym pobycie na południu kraju, mam w planach kilka jeszcze postów na ten temat, tak więc mam nadzieję, że nie macie jeszcze dosyć oceanicznych klimatów? :)
Sporo się działo. Dobrego i trudnego. Cieszę się bardzo na ten 2016 rok, świeżutki i nowo rozpoczęty. Z ekscytacją czekam na wszystko dobre co nam przyniesie!!!
zdjęcia sa przepiękne :D pozdrawiam mała sztuka
OdpowiedzUsuń