Celebrujemy chwile: rodzinne obiadowanie
Szkoda życia na nudę. Brzmi banalnie, a jednak często w różnych sytuacjach słyszy się, że tydzień/ miesiąc minął a tu nawet nie wiadomo co się w tym czasie wydarzyło. Samej też czasami zdarzało mi się dochodzić do wniosku, że w danym dniu czy tygodniu nic ciekawego czy twórczego nie miało miejsca. Mało tego, nawet nie potrafiłam wymienić zdarzeń z każdego dnia minionego tygodnia. Trudno. Zdarza się. Każdy z nas miewa trudne tygodnie, może nawet miesiące. Warto jednak wkładać wysiłek aby trudności przezwyciężać i starać się dostrzegać dobre strony danej sytuacji życiowej. Na pewno takie są! Jednym z naszych trudniejszych momentów był okres czerwiec - sierpień 2015. Czas mijał na chorowaniu, wizytach u lekarza, bezsennych nocach i innych trudnościach. Na szczęście przetrwaliśmy! I teraz, w pewnym sensie na nowo, cieszymy się codziennością i celebrujemy chwile. Wrzesień i październik spędziliśmy stacjonarnie i skupiliśmy się na naszych projektach. W listopadzie zaplanowaliśmy nieco zwolnić. Więcej czasu spędzać razem, we troje, może gdzieś wyjechać? Nawet jednodniowe wyprawy są przecież takie regenerujące!Ale, nawet jeśli nigdzie dalej nie wyruszymy - i tak będziemy robić to, co uwielbiamy - celebrować naszą codzienność! Wam również to polecam! Może to być spacer po pracy. Wspólna kolcja/ obiad/ śniadanie ... wspólnie obejrzany film czy zabawa z dzieckiem? Na pewno wiele takich "atrakcji" macie na wyciągnięcie ręki. Dzisiaj nawiążę do kulinariów. Otóż wspólne przygotowywanie i jedzenie posiłków to jeden z moich ulubionych sposobów spędzania czasu z rodziną. Kiedyś tylko z Mężem, teraz we troje. W weekend trochę braaiowaliśmy, czyli nasz obiad był częściowo z grilla. Ja, kiedyś wielka przeciwniczka lokalnych kiełbasek (worsów) teraz bardzo lubię od czasu do czasu zjeść taką lokalnie upieczoną na ruszcie, chrupiącą kiełbaskę. A ponieważ od rozpalenia braaia do czasu kiedy kładziemy mięso upływa chwila, bardzo przyjemnie można wtedy posiedzieć, porozmawiać, pośmiać się. Nasz braaiowy obiad miał także polskie akcenty. Otóż nie ma lepszej, szybkiej sałatki obiadowej niż sałata i szczypior prosto z ogrodu wymieszane ze śmietanką ( u mnie na pół z jogurtem) pyszota! Dla odmiany przygotowaliśmy też gotowaną marchewkę ( głównie pod kątem dziecka) oraz mój eksperymentalny, smażony ryż, który okazał się hitem!! Polecam!! Pyszności! Do tego Mąż serwował swoje piwko a jeśli ktoś wolał, było też i zimne białe ... lokalne wino. A wszystko to z Ignacym eksplorującym otoczenie. W niespiesznej, popołudniowej atmosferze. Niby zwyczajnie, ale jak wyjątkowo... A Wy jak celebrujecie chwile??
No i tak wyszło nam bardzo zdjęciowo.
Nasze celebrowanie chwil w niedzielno-popołudniowo-obiadowej wersji :)
Oczywiście, że trzeba celebrować codzienność. Ale nie mogę się zgodzić z tym pejoratywnym pojmowaniem nudy. Czasami bardzo wiele dni zlewa mi się w jeden, ale to wcale nie znaczy, że nie są one przyjemne! Po prostu - szczęście też może być "nudne" z obiektywnego punktu widzenia, ale nie jest przez to ani trochę mniej szczęśliwe :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym co piszesz o dobrej nudzie. Taka też jest potrzebna. Nuda i poczucie czasu mijającego niepostrzeżenie z powyższego wpisu odnosiło się do mojej sytuacji z ostatnich kilku miesięcy. Nie miałabym natomiast nic przeciwko "nudnym" wakacjom nad wodą, gdzie dni zlewają się w całość - bo wtedy właśnie o to chodzi.
UsuńPozdrawiam!!