Statystyka
Dzisiejszy post wyjątkowy. Nie okiem mężczyzny, ani kobiety tylko .. lecz wspólny!
Enjoy!
Jedno wiem na pewno: nie
chciałbym żyć w miejscu, w którym jest nudno. Czas wtedy zdaje się rozciągać w
każdym możliwym kierunku i nie mieć końca; sens życia się rozmywa i w efekcie
już nie wiadomo co warto a czego nie, jak odzyskać siły gdy nawet urlop nie
pomaga, i, w końcu, zastanawiamy się w którym momencie popełniliśmy błąd. Być
może dlatego mój wewnętrzny instynkt nakazuje mi zmieniać miejsce pobytu co
jakiś, niezbyt długi czas.
Pamiętam, kiedyś w akademiku los
rzucił mnie do pokoju trzyosobowego, gdzie zamieszkać miałem wraz z dwoma
ziomkami o których nic nie wiedziałem. Słowo daję, trudno byłoby mi sobie
wyobrazić lepszy skład do mieszkania; chłopaki były wyjątkowo inteligentne,
ambitne, połowa z nich uzdolniona literacko druga połowa sportowo. Wiele się od
nich nauczyłem i nie zamieniłbym tego czasu na nic innego. W pewnym momencie - po
trzech latach mianowicie – wiedziałem, ze czas zaburzyć ustabilizowaną sytuację
i ruszyć do przodu. No, niech mi będzie wolno porównać siebie do cezara – kiedy
przekraczał rubikon, to przecież musiał zaburzyć toń jego wód! Tak to wówczas
rozumiałem i okazała się to błogosławiona decyzja. Czas który nastąpił
przyniósł wiele nowych doświadczeń, wyzwań, i, co najważniejsze, całe pokłady nowej
energii.
Następnie, po obronie, znów skok
na głęboką wodę - Doktorat. Świetny czas, wspaniali ludzie i ja jako
utytułowany beneficjent, ale znów przyszedł czas kiedy wiedziałem, że zostając
tam może i coś jeszcze udałoby się zyskać, ale mój duch cierpiałby
niesłychanie. Dlatego, wspólnie z Małżonką, postanowiliśmy wyjechać z kraju.
Tym razem daleko i na długo, żeby jeszcze bardziej zwielokrotnić profity
płynące z takiej decyzji. Jak już dobrze wiecie, wyjechaliśmy do południowej
Afryki.
Zbyt wcześnie jeszcze na
podsumowanie zysków i strat, jako że nie pojawił się jeszcze głos wzywający do
ruszania dalej na podbój świata. Niemniej, wkrótce minie rok naszego pobytu
tutaj, więc myśl sama lgnie do swego rodzaju podsumowań, list i rankingów.
Pozwólcie więc, że podzielimy się z wami pewną statystyką, odartą z wszelkiego
emocjonalnego podejścia, na które będzie czas przy końcu pobytu. Parę liczb,
które mogą okazać się zarówno nudne, jak i interesujące.
W czasie tego roku:
1 komputerów kupiliśmy
2 próby
produkcji sera poczyniliśmy,
a że serowi jesteśmy bardzo na pewno to nie koniec działań!
a że serowi jesteśmy bardzo na pewno to nie koniec działań!
3 kursy Afrikaans za nami (2 mąż, 1
żona)
4 lekcje gry na pianinie wzięła żona
15* projektów kraftowych
naprodukowała żona, a jeszcze więcej jest w planach
17 dni w szpitalu spędzonych: przez
żonę - jako pacjentki;
przez męża – jako towarzysza w trudnych chwilach
20 litrów piwa uwarzyliśmy
26* braaiów za nami
34 książek przeczytaliśmy (wspólnie – z czego
27 żona a całą resztę mąż)
154 reakcji nastawił mąż, pośród których cztery
dały związki
jeszcze nieznane temu światu
jeszcze nieznane temu światu
155* dni wojażowych za nami
288 postów zostało opublikowanych
na Agnesss in Africa
325* tyle butelek wina odkorkowaliśmy
561 komentarzy na blogu pozostawionych
(byłoby więcej, ale blogger pożarł część w międzyczasie)
(byłoby więcej, ale blogger pożarł część w międzyczasie)
20 000 kilometrów przejechaliśmy
nasza mazdą 323
36 380 wejść na bloga odnotowaliśmy (stan na 09:26,
03. 05. 2013 r.)
300 000 wydaliśmy pieniędzy w tym kraju
(w randach; ekwiwalent polski to ok. 120 000 zł)
(w randach; ekwiwalent polski to ok. 120 000 zł)
Nie do opisania w liczbach jest
ilość życzliwych i przyjaznych osób, jakie tu poznaliśmy. Jak również ilość
wyrazów sympatii i bezinteresownej pomocy. Sytuacje, jakich doświadczaliśmy,
chociaż nie zawsze wesołe (czyt. min. szpital) wniosły do naszego życia dużo
dobrego. Ubogaciły nas i otworzyły na nowe przeżycia. Zgodnie z regułą „nie ma
tego złego” wierzymy, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu ma sens,
chociaż może nie wszystko teraz wydaje się zrozumiałe. No i, że dużo dobrego
jeszcze przed nami!
Z jednej strony trochę mi szkoda,
że to już rok, że to już półmetek. Z drugiej – chwilami bardzo potrzebuję
Europy. Zwłaszcza teraz, kiedy winter is
coming!!! Ale jak już wspominał Mąż, za wcześnie na poważne podsumowania; są
kwestie, sytuacje, zasady tu panujące, których nie jestem w stanie zaakceptować
( ale to już materiał na oddzielnego posta). Na
co dzień znośne, ale na dłuższą metę – chyba nie J Chociaż, jak mi powiedziała
Lucyna, 70-letnia polka, którą spotkałam
kilka miesięcy temu na wybrzeżu, mieszkająca tu już 40 lat, kiedy
zarzekałam się, że my tu tylko na 2 lata – nigdy
nie mów nigdy, ja też tak mówiłam na początku J
Jak raz się tu zadomowisz, nie będziesz chciała mieszkać nigdzie indziej … Powiedziała to z taką pewnością, że
uznałam, iż nie warto się zapierać …
Nauczeni doświadczeniem staramy
się nie snuć planów za bardzo do
przodu. Często życie toczy się po swojemu i z planów nici, kto wie co
przyniesie życie …
Jedno jest pewne, jeszcze przez
jakiś czas chętnie pospotykam się z Wami na Agnesss
in Africa. Będzie mi bardzo miło, jeśli nadal zechcecie tu zaglądać,
czytać, oglądać, komentować! Wiele jest jeszcze miejsc w tym kraju, które
chcielibyśmy zobaczyć i potem Wam pokazać, wiele myśli, którymi warto się
podzielić ( no i wciąż wiele materiału do opublikowania – ale nad tym pracuję J)
– tak więc w imieniu swoim i Męża
– dziękujemy za ten wspólnie, wirtualnie spędzony czas!
Cheers,
A&J
* ponieważ aż nadto skrupulatni nie jesteśmy i dzienników podróży tudzież trunków wypitych nie prowadzimy, możliwe są nieznaczne odchylenia niektórych liczb od stanu faktycznego :) ale zapewniamy, że wszystko mieści się w ramach dopuszczalnego błędu statystycznego!
Mieć takie statystyki (przygody):) Trochę szkoda że już półmetek ale przecież przez rok może się(napewno tak będzie)tyle wydarzyć! Czego Wam i sobie życzę:)
OdpowiedzUsuńI ja życzę NAM :)
UsuńBuziak!
Realizujecie moje ulubione powiedzenie "let it flow"
OdpowiedzUsuńWielu kolejnych wyzwań!
:)
UsuńJuż my się o nie postaramy!
Gratulacje! Uwielbiam Twojego bloga i ciesze sie ze macie lepsze doswiadczenia w RPA jak my! Buziaki! The Wollebens
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miło mi, że do mnie zaglądasz, skoro "na żywo" chwilowo nie ma jak - przynajmniej wirtualnie:) Tęsknimy za Waszą cudowną rodzinką!!!
Usuńoczywiście, że będę zaglądać :) Twój blog, to takie okno do raju :)
OdpowiedzUsuńnonon gratuluję tego nawarzonego piwa. ja tylko kupuję co ktoś nawarzył :)
jak najwięcej pomysłów i pozytywnej energii życzę!
Energia przyda się, zwłaszcza na zimę
Usuń(siedzę w kompem, w śpiworku i czapce na głowie, takie to romantyczne poranki się zaczęły!) :)
Jakie przygody i statystyki !
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądac na pewno :)
Miło mi, zapraszam częściej!
UsuńPiekny, wyjątkowy wspólny post.
OdpowiedzUsuńZaglądam tu często i nie przestanę, a co więcej mam nadzieję, że wkrótce Was poznam osobiście :)
Pozdrawiam Was cieplutko
Dziękujemy Kasiu,
UsuńMiło gościć Cię tu wirtualnie i liczę bardzo na możliwość goszczenia niewirtualnego :)
Miłego dnia!