Między szczepami: CHARDONNAY
Zapraszam na trzecią część międzyszczepowej wyprawy - dzisiaj jeden z moich ulubionych szczepów chardonnay !!!
"okiem mężczyzny"
"między szczepami"
chardonnay
Piwniczka. Lank, lank gelede ...
Przed kilkuset laty, gdzieś w zachodniej części kraju, gdzie powietrze jest już wilgotniejsze i bardziej aromatyczne, pewien człowiek wybudował niewielką piwniczkę. Upewnił się, że ziemia ją otaczająca posiada odpowiednią wilgotność, a jej zapach nie przesyci zbytnio atmosfery panującej w środku pomieszczenia. Cel pracy był szczytny – starzejące się tam wino miało uświetnić przyjęcie weselne najstarszej z jego córek, Hildebrandy, a jako że kawaler dla niej przeznaczony pochodził z dostojnego szlacheckiego rodu ‘Van der Merwe’ herbu Pożółkły Liść, wino musiało być absolutnie najwyższej klasy. Minęły lata, wspomniany właściciel dawno już spoczął opodal piwniczki, a jego przedsiębiorczy potomkowie przejęli schedę znacząco rozbudowując i unowocześniając tytułową piwniczkę. Dziś w Stellenboschu (bo o tym miejscu mowa), możemy zwiedzić przepastne piwnice, meandrując między wielkimi beczkami wypełnionymi złociście połyskującym płynem i wciągając w nozdrza upajający zapach dębu przesiąkniętego potężnym Chardonnay. Po dziś dzień, w Stellenboschu produkuje się jedno z najlepszych beczkowanych Chardonnay na świecie.
Ech, co tylko pomyślę o tym winie, od razu mam na nie chrapkę. Czasem mam wrażenie, że mógłbym nim zastąpić dzienną porcję wody, a wtedy pułap szczęścia byłby znacznie łatwiej osiągalny.
Nie bez powodu jednak użyłem terminu ’beczkowany’. Otóż nie każde wino, gdy dojrzewa, leżakuje w dębowej beczce. Ot, choćby ostatnio wspomniane Sauvignon Blanc; po zakończeniu fermentacji przebywa ono wyłącznie w stalowej kadzi, a po zabutelkowaniu zaleca się wypicie wina w ciągu roku. [Jeśli więc rozważacie zakup SB starszego niż rok, nie dajcie się oszukać ceną. Nie tylko nie może ona być wysoka, ale powinna być wręcz obniżona!]
Inaczej jest w przypadku Chardonnay. Choć puryści-winiarze naciskają, aby to wino nie miało jakiegokolwiek kontaktu z dębem (podobnie jak dobrze wszystkim znana XX-wieczna batalia brytyjskiej arystokracji z mieszczaństwem o to czy sherry powinno być wytrawne czy słodkie), ja bardzo lubię specyficzny aromat jaki beczka nadaje temu winu. Najbardziej wyczuwa się to w jego nosie wina. Ten albowiem jest gęsty I skoncentrowany, z przebijającymi się nutami topionego masła i przypieczonej skórki chleba. Niektórzy wyczuwają również nuty dymu, chociaż ja nie podzielam tej opinii. W smaku wino okrągłe, z długim końcem, w którym wyczuwamy posmak wanilii (tym intensywniejszy im dłużej wino przebywało w beczce), kokosa, karmelu oraz właśnie tego masła i gęstej śmietany! Ach, po lampce takiego trunku już tylko jednego brakuje do pełni szczęścia – nikaraguańskiego cygara.
I choć historia nie otwiera więcej kart traktujących o Hildebrandzie, to jestem przekonany, że życie miała tak udane jak to wino utoczone z ojcowskiej beczki-kwartówki.
Oh...
OdpowiedzUsuń:)
Az czlowiekowi slinka cieknie:)
OdpowiedzUsuń